Jak działają defibrylatory AED – o faktach i mitach rozmawiamy ze specjalistą
Mamy wyjątkową okazję porozmawiać z osobą, która przyczynia się do ratowania ludzkiego życia w pewien bardzo szlachetny, ale mało znany sposób. Jakub Mitka to właściciel firmy Projekt AED, która zajmuje się wdrażaniem programu publicznego dostępu do defibrylacji (PAD). W Łodzi zakończyli właśnie realizację największej w Polsce sieci defibrylatorów AED.
Red.: Witam Cię serdecznie. Zawodowo zajmujesz się dostarczaniem defibrylatorów do przestrzeni publicznej, szkoleniami i całą otoczką związaną z tym sprzętem. Temat niestety nie jest jeszcze bardzo popularnym i nie wszystkim jest znany, więc gdybyś miał w dwóch zdaniach odpowiedzieć na pytanie, “co to jest defibrylator AED”, to co byś odpowiedział pięciolatkowi, a co dorosłemu człowiekowi?
Jakub Mitka: Pięciolatkowi odpowiedziałbym, że AED jest to bardzo mądre urządzenie, którym każdy z nas może uratować życie. Gdy ktoś leży i nie oddycha, nie bije mu serce, to AED może sprawić, że serce zacznie pracować, jak należy. Osobie dorosłej wyjaśniłbym, że AED to zautomatyzowana wersja defibrylatora manualnego używanego w ratownictwie. Jak każdy defibrylator traktuje mięsień sercowy odpowiednim impulsem elektrycznym, aby przywrócić jego poprawną pracę, z tym że w tym przypadku wszystko odbywa się automatycznie – nie musimy mieć wiedzy medycznej.
Red.: Jeśli znamy już najogólniejszą podstawę, to przejdźmy do tego, jak to się dzieje, że defibrylator ratuje życie? W takim technicznym/medycznym ujęciu.
J.M.: Zakładamy, że AED jest włączony, a elektrody są przyklejone do klatki piersiowej poszkodowanego. Wszystko rozpoczyna się od analizy rytmu serca. AED robi w pewnym sensie EKG, porównuje zapis z próbkami z wewnętrznej bazy danych i decyduje czy rytm nadaje się do defibrylacji, czy nie. Na tym etapie nie powinno się dotykać pacjenta, aby nie zakłócić analizy – o tym AED oczywiście informuje stosowną komendą: “Trwa analiza rytmu serca, nie dotykaj poszkodowanego!”. Nowoczesne AED potrafią przeprowadzić skuteczną analizę nawet podczas prowadzenia resuscytacji krążeniowo-oddechowej, czyli RKO.
Następnie, jeżeli AED wykryje migotanie komór albo częstoskurcz komorowy ładują się kondensatory, następuje komunikat, np. “naciśnij zielony przycisk wstrząsu” i po wciśnięciu wyzwalany jest impuls elektryczny o określonym natężeniu i czasie trwania. To w praktyce powoduje faktyczne zatrzymanie pracy serca na ułamek sekundy, po którym powinno wrócić tzw. spontaniczne krążenie. Czasem potrzebne jest kolejne wyładowanie, a czasem niestety nie udaje się przywrócić prawidłowego rytmu.
Red.: Mógłbyś opowiedzieć o budowie defibrylatora? To bardzo skomplikowane urządzenie? Co odpowiada za jego działanie, jakie elementy są najistotniejsze?
J.M.: Defibrylator jest stosunkowo prostym urządzeniem. Najważniejsza jest jakość zastosowanych komponentów, bo musi być ono niezawodne. Najbardziej zużywalnym podzespołem są kondensatory, które są odpowiedzialne za zebranie i wyładowanie energii podczas wstrząsu. Kolejnym elementem to “komputer”, który odczytuje i analizuje krzywą EKG. Ważna jest odpowiednio duża baza próbek EKG, z którą porównuje odczyt poszkodowanego. To od wewnątrz, natomiast dla użytkownika istotny jest czytelny interfejs, jednoznaczne i wyraźne komunikaty głosowe, ale też dodatkowe funkcje pomagające w prowadzeniu akcji, akcesoria wymienialne (a dokładniej ich żywotność), takie jak elektrody i bateria.
Red.: Jak jest zasilany typowy AED, który umieszczacie w przestrzeni publicznej? Czy baterie trzeba wymieniać? Co ile?
J.M.: W urządzeniach, które instalujemy, żywotność baterii wynosi od 4 do 6 lat. Przeważnie są to dedykowane baterie z układem kontrolującym ich pracę, ale wyposażone w standardowe ogniwa litowe. Zatem są nieładowalne, natomiast spokojnie pozwala na przeprowadzenie kilku akcji ratunkowych.
Red.: W trakcie używania AED można zostać porażonym prądem, tak jak to się dzieje na amerykańskich filmach?
J.M.: Absolutnie nie. To bzdura, która jest powielana w filmach, a szkodzi wizerunkowi AED, które przecież ma ratować życie. Defibrylator AED pozwoli na wyładowanie, tylko jeżeli wykryto rytm serca do defibrylacji i kiedy nie wykryto ruchu poszkodowanego, a co za tym idzie, nie dotykamy go.
Red.: Gdybyśmy używali defibrylatora AED na zewnątrz, w deszczu i wszystko byłoby mokre, to urządzenie działałoby normalnie?
J.M.: To jest jeden z najczęściej powielanych mitów, co gorsza nawet przez ratowników medycznych, którzy teoretycznie powinni wiedzieć, że jeżeli nie ma możliwości bezpiecznego przeniesienia pacjenta w suche miejsce, można przeprowadzić defibrylację. Ta sama zasada dotyczy defibrylatorów manualnych, jak i AED. Powstało wiele badań, które pokazują, że defibrylacja jest bezpieczna na mokrej nawierzchni, może być jedynie mniej skuteczna.
Red.: Jakbyś podłączył teraz do mnie Wasze urządzenie i je włączył, to co by się stało?
J.M.: Gdybyś zamarł w bezruchu, AED przeprowadziłby analizę rytmu Twojego serca i wydał komunikat, że nie nadajesz się do defibrylacji.
Red.: A gdyby zastosować impuls elektryczny na całkiem zdrowym człowieku? Istnieje ryzyko zgonu, czy delikwent nawet by nie poczuł, że coś się stało?
J.M.: Nie ma możliwości, aby za pomocą defibrylatora AED podać wyładowanie zdrowej osobie – dlatego AED jest w 100% bezpieczne. Wszyscy wiemy, jak kończy się porażenie prądem, ale do takich eksperymentów potrzebujesz raczej gniazdka i widelca, a nie defibrylatora. W praktyce medycznej istnieje co prawda możliwość podania impulsu elektrycznego osobie przytomnej cierpiącej na arytmię, ale jest to zupełnie inny impuls, który jest dokładnie zsynchronizowany z naturalną czynnością elektryczną serca. W przeciwnym wypadku impuls elektryczny mógłby doprowadzić do zatrzymania krążenia.
Red.: Jak ocenia się skuteczność tych urządzeń? One naprawdę ratują życie, czy tylko lekko zwiększają możliwość przeżycia?
J.M.: Statystyki mówią, że każda minuta po NZK bez defibrylacji zmniejsza szansę na przeżycie o 12%. Trudno jest w warunkach “polowych” dokonać defibrylacji w pierwszej minucie od NZK, przeważnie potrzeba na to kilku minut. W idealnym świecie, zgodnym z wytycznymi, defibrylatory byłyby zainstalowane w takich miejscach, że w ciągu 2 minut jesteśmy w stanie dostarczyć je na miejsce zdarzenia. To spowoduje wzrost szansy na przeżycie do 75%. To bardzo dużo. W Polsce w tym momencie w pozaszpitalnym NZK przeżywa ok. 2-4% poszkodowanych.
Red.: Od jak dawna działacie na rynku, serwisujecie swoje urządzenia?
J.M.: Działamy od 2009 roku i serwisujemy AED. Jesteśmy autoryzowanym dystrybutorem i serwisem urządzeń, które instalujemy.
Red.: Zdarzają się wymiany, reklamacje? Jak testuje się AED?
J.M.: AED to w gruncie rzeczy urządzenie elektroniczne jak każde inne, więc zdarzają się usterki, jednak bardzo rzadko. Produkty, które wybieramy do naszej oferty, muszą spełniać odpowiednie wymogi jakościowe. Nie możemy sobie pozwolić na oferowanie sprzętu do ratowania życia, który może zawieść. Na etapie produkcyjnym AED jest poddawane szczegółowym testom, dzięki czemu mamy pewność, że do klienta trafia sprawny produkt. Same urządzenia posiadają system testów automatycznych, które wychwytują ewentualne problemy. Podczas przeglądów technicznych sprawdzamy je za pomocą specjalnych mierników i testerów symulujących mechanizmy zatrzymania krążenia.
Red.: Dobrze wiedzieć, że profesjonaliści czuwają nad naszym zdrowiem. Całe szczęście, że mamy na świecie takich ludzi. Dziękuję za Twoją pracę i za ten wywiad, a w naszej następnej rozmowie chciałbym zadać kilka praktycznych pytań na temat tego, jak ja, zwykły Kowalski, mógłbym ratować życie z pomocą AED i jak wygląda obsługa tego urządzenia.
J.M.: Dziękuję. Mam nadzieję, że odczarowałem trochę ten temat.