8 lat temu

Prace trudniejsze, niż może się wydawać

 

Każda praca ma swoje wymagania. Czasem jest to ukończony specyficzny kierunek studiów, kiedy indziej posiadane umiejętności lub uwarunkowania fizyczne. Są zawody, które wymagają wiele i takie, gdzie odnaleźć może się każdy. Ale czasem zawód, który z zewnątrz wygląda na niezbyt wymagający, w rzeczywistości jest bardzo trudny do wykonywania. Poza tym konieczne może być posiadanie… długich palców.

Pierwszym przykładem takiej pracy jest członek załogi pokładowej samolotu, czyli stewardessa lub steward. Na pierwszy rzut oka wydawać by się mogło, że ich praca to wyłącznie przywitanie nas na pokładzie, zaprezentowanie za pomocą niecodziennego układu ruchowego gdzie jest najbliższe wyjście ewakuacyjne oraz roznoszenie herbaty i ciasteczek. A zatem jest to praca, którą może wykonywać każdy!

Nic bardziej mylnego. Traktowanie personelu pokładowego jak podniebnych kelnerów to chyba jeden z najbardziej krzywdzących stereotypów dotyczących pracy. Lista wymagań wobec takich osób jest długa i zmienia się w zależności od linii lotniczej. Przede wszystkim, co oczywiste, należy być osobą kontaktową i otwartą. No i obowiązek znajomości języków obcych – minimum dwóch.

Jednak mało kto zdaje sobie sprawę, że aby dostać pracę w liniach lotniczych, należy umieć… pływać. I to bardzo dobrze. Wydaje się to być oczywiste – w przypadku lądowania na wodzie to właśnie personel pokładowy ma za zadanie przeprowadzić sprawnie ewakuację i doglądać pasażerów poza samolotem. Bez umiejętności pływania w takiej kryzysowej sytuacji – ani rusz. By móc właściwie przeszkolić swoich pracowników z procedur ewakuacji samolotu i pomagania osobom w kamizelkach ratunkowych, największe linie lotnicze mają swoje specjalne baseny z zainstalowanymi kadłubami samolotów.

Skoro już o szkoleniach mowa – zawód stewardessy czy stewarda oznacza konieczność przyswojenia masy wiedzy. Na przykład praca dla jednej z linii lotniczych z rejonu Zatoki Perskiej, według pracującej tam polskiej stewardessy, wymaga corocznego odnawiania specjalistycznej licencji na pracę w różnych typach samolotów. Aby móc to zrobić, należy przyswoić wiedzę z podręcznika liczącego – bagatela – tysiąc stron. Do tego dochodzą szkolenia z zachowania się w sytuacjach kryzysowych, takich jak awarie. Agresywni pasażerowie czy zdarzenia wymagające udzielenia pierwszej pomocy medycznej też są ujęte w procedurach, które trzeba znać na pamięć.

Wydaje się, że to całkiem sporo wymagań do pracy, która wygląda dość prosto. Ale to nie koniec, bo są jeszcze wymogi fizyczne. Należy mieć odpowiedni zasięg ramion – aby móc swobodnie sięgnąć do schowka na bagaż – właściwy wzrost (nie za wysoki, ale też nie za niski) czy wagę – preferowane są osoby szczupłe. A niełatwo jest utrzymać wagę w tym zawodzie, ponieważ nieregularne posiłki, wymuszone przez pracę w różnych godzinach, sprzyjają tyciu. Na sam koniec brak widocznych tatuaży, kolczyków w nietypowych miejscach (na przykład na twarzy) i przewlekłych chorób, takich jak cukrzyca – i można próbować starać się o posadę w jednej z linii lotniczych. Jeśli nam się uda, możemy liczyć na ciekawą pracę w międzynarodowym gronie i – w przypadku największych linii – opłaconym mieszkaniem oraz świadczeniami socjalnymi. Raz na jakiś czas giganci fundują swoim pracownikom darmowe bilety lub udzielają sporych zniżek na podróżowanie, co też należy zaliczyć do plusów tej profesji.

Innym zawodem, który może wydawać się prostym, jest fotograf ślubny. Przecież to takie proste – wziąć aparat i pstrykać zdjęcia młodej parze. W dobie aparatów cyfrowych, gdy nie musimy oszczędzać na kliszy fotograficznej, palec może nie schodzić ze spustu migawki. Poza tym fotografowanie ślubu to nie robienie zdjęć dzikim zwierzętom w lesie. Tutaj bohaterowie zdjęć nie uciekają od obiektywu, a każdy z kadrów to praktycznie samograj.

Tak mniej więcej postrzega się pracę każdego fotografa, a zwłaszcza tego uwieczniającego jeden z najważniejszych dni w życiu – i dlatego z tak wielkim niezrozumieniem spotykają się stawki, podawane przez najlepszych fotografów. Opisane powyżej podejście, jak łatwo się domyślić, zdecydowanie wyklucza zostanie dobrym fotografem ślubnym.

Zacznijmy od sprzętu – do tego zawodu nie można przyjść z automatem za kilkaset złotych. Porządny aparat, różne obiektywy, jeśli zajdzie potrzeba – także statyw. To wszystko kosztuje. I o ile fotografując pokaz mody czy inne wydarzenie “jednorazowe” można spróbować wypożyczyć sprzęt, o tyle mając do obsłużenia ślub co tydzień, trzeba zainwestować we własne wyposażenie. Sprawne robienie zdjęć wymaga też oczywiście doskonałej znajomości możliwości sprzętu i szybkiego dopasowywania ustawień do sytuacji.

Aparat i osprzęt mają nie tylko swoje ceny, ale też swoją wagę. Wszystko to fotograf nosi przy sobie. To może nie wydawać się oczywiste, ale dobry fotograf musi mieć niezłą kondycję. Dźwiganie sprzętu, do tego bycie na nogach przez całą noc – gdy goście tańczą, fotograf uwija się wokół nich, a gdy robią sobie przerwę, fotograf biega wokół stołu. Zawsze jest bowiem okazja do zrobienia pamiątkowego zdjęcia, które spodoba się młodej parze.

Zmysł estetyczny to oczywistość w zawodzie fotografa, ale warto o niego dbać. W tym celu należy być na bieżąco ze wszelkimi trendami fotografii ślubnej, by móc zaproponować parze młodej takie zdjęcia, jakie akurat są na czasie i z jakich będą zadowoleni. A żeby tego się dowiedzieć, trzeba być osobą kontaktową, poświęcić nieco czasu na poznanie klientów jeszcze przed ślubem, zrozumienie tego, jakich zdjęć się spodziewają. Tu nie można być mrukiem, który pojawi się w kościele, następnie zrobi kilkadziesiąt zdjęć na weselu i zniknie. Fotograf jest jedną z najbliższych osób, obsługujących to ważne wydarzenie, więc musi mieć łatwość w nawiązywaniu kontaktów. Co więcej, ta umiejętność przydaje się też przy próbie dogadania się z nadmiernie rozweselonym gościem weselnym, który za punkt honoru postawił sobie przeszkadzać fotografowi.

Na sam koniec zostaje jeszcze poświęcenie całego dnia (albo dwóch) na osobną sesję fotograficzną, selekcja zdjęć spośród kilkuset (lub kilku tysięcy) zdjęć tych kilkudziesięciu właściwych, retusz w programie graficznym. Oczywiście najlepiej wszystko to załatwić w ciągu najbliższego tygodnia, bo następny weekend oznacza kolejny ślub. Inaczej jest ryzyko, że zaległa praca spiętrzy się tak, że ciężko będzie brać kolejne zlecenia.

Kolejnym zawodem, który na pierwszy rzut oka nie może być skomplikowany, jest krupier w kasynie. Cóż to za filozofia – rozdać karty albo potoczyć kulkę w ruletce. Do tego możliwość obracania się w świecie wielkich pieniędzy, poznawanie celebrytów przychodzących do kasyna i legendarne napiwki. Czego chcieć więcej?

Z powyższego opisu prawdziwe są jedynie legendarne napiwki, a konkretnie to, że ich wysokość można zaliczyć do legend. Czasem zdarzają się napiwki w wysokości kilku tysięcy złotych, ale słowem-kluczem w tym wypadku jest “czasem”. Najczęściej krupier widzi wysokie kwoty, gdy przy jego stoliku jakiś hazardzista gra o wysokie stawki. W tego typu sytuacjach zdarza się, że klient zaczyna ubliżać lub nawet grozić krupierowi. Co się wtedy dzieje? Nic. Albo prawie nic, bo tym najbardziej awanturującym się menadżer sali może postawić drinka na uspokojenie. Kasyna są bardzo niechętne do wypraszania klientów, bo każdy klient – to pieniądze. Historia o kasynie wyrzucającym klientów rozeszłaby się lotem błyskawicy.

Odporność na stres przydaje się nie tylko, gdy ktoś przy stoliku zaczyna zachowywać się agresywnie. Krupier musi cały czas być nad wyraz skupiony. Musi na przykład uważać, czy gracze nie próbują liczyć kart, co traktowane jest jako zagrywka nie fair – a jednocześnie, aby móc określić swoje szanse, powinien samodzielnie liczyć karty. Matematyka na tym stanowisku bardzo się przydaje. Krupier obsługujący ruletkę musi błyskawicznie obliczać w głowie wysokość wygranych, a pokerowy – wartość kart na stole. Aby to sprawdzić, na rozmowach o pracę kandydaci odpytywani są z tabliczki mnożenia.

Otoczenie nie ułatwia skupienia, bowiem kasyna pracują całą dobę. I może się zdarzyć, że krupier musi intensywnie myśleć przy zielonym stoliku w środku nocy, akurat wtedy, gdy jego organizm domaga się snu. W kasynach wolno też palić, więc dym tytoniowy unoszący się nad stołem nie ułatwia skupienia – drapie w gardło, szczypie w oczy. A oczy są ważne, bowiem dobry krupier cechuje się niezwykłą spostrzegawczością. Rzut oka często musi mu wystarczyć, aby obserwować i pilnować wielu graczy przy stole do ruletki lub blackjacka.

W Polsce wymogiem, aby zostać krupierem w kasynie, jest zdanie państwowego egzaminu, organizowanego przez Ministerstwo Finansów. Warto wcześniej udać się na specjalny kurs, przygotowujący do tego egzaminu. Tego typu szkolenia trwają na przykład miesiąc i zajmują całe dnie. Stanowczo nie jest to coś, co można robić weekendami, po zwykłej pracy.

A na sam koniec dochodzą ograniczenia fizyczne. Młody wiek, odpowiednia aparycja czy brak wad wymowy to jedno. Jednym z nietypowych jest długość palców. Krupier musi mieć je na tyle rozciągnięte, aby móc jednorazowo objąć dwadzieścia żetonów. Oznacza to, że w dwóch palcach należy bez problemu utrzymać stos wysokości sześciu – siedmiu centymetrów i wadze około dwustu gramów. Kiedy w stresie łatwo o wyślizgnięcie się żetonów z dłoni, może to być nie lada wyczynem.

To tylko niektóre z wyglądających na proste zawodów. Duże wymogi stawiane są też choćby przed maszynistami czy… osobami w strojach maskotek sportowych. Ta ostatnia grupa była nawet przedmiotem badań nad uch urazami fizycznymi, bowiem dosyć często dzieci, dla złośliwego żartu, lubią uderzać w te wielkie, pluszowe stwory. Łatwo sobie wyobrazić, jakie wrażliwe miejsca są akurat w zasięgu ręki kilkulatka… I dlatego nie warto zakładać, że jakiś zawód jest prosty tylko dlatego, że tak wygląda, bo rzeczywistość niejednokrotnie jest bardziej złożona.