Szomoru Vasarnap – piosenka, która niosła śmierć
W życiu wielu osób muzyka ma bardzo ważne znaczenie. Często ścieżki dźwiękowe, dobieramy pod nastrój czy czynność, którą wykonujemy. Inną playlistę wykorzystamy do biegania, inną do wieczornego relaksu w kąpieli, a jeszcze inną do sprzątania czy zabawy. Istnieją również teorie, jakoby wiele utworów niosło ze sobą podprogowe przekazy, zmuszające słuchaczy do nietypowych zachowań i zmiany poglądów. Czy jedną z takich piosenek był Szomoru Vasarnap, węgierski utwór z 1933 roku, który owiany legendą, zapamiętany został jako piosenka samobójców?
Dzieło, o którym mowa skomponowane zostało przez węgierskiego pianistę żydowskiego pochodzenia- Rezso Seressa. Zanim jednak został pianistą, Rezso imał się różnych zajęć. Będąc młodym chłopakiem, pracował w cyrku jako akrobata. Jego karierę przerwał wypadek (spadł z dużej wysokości), który uniemożliwił mu dalszy rozwój w sztuce cyrkowej, dlatego też kochający scenę Seress, zdecydował się podjąć naukę w szkole aktorskiej, gdzie między innymi nauczył się gry na pianinie. Okazało się, że jest utalentowany i choć nigdy nie opanował czytania nut, utwory przez niego komponowane cieszyły się sporym zainteresowaniem, dlatego też wkrótce porzucił marzenia o aktorstwie i postanowił spełnić się jako muzyk, występując w restauracjach oraz kabaretach. W 1933, po odrzuconych oświadczynach, skomponował utwór, który miał mu przynieść wielką, aczkolwiek smutną sławę- Szomoru Vasarnap (Smutna niedziela).
Krytycy byli zachwyceni i wróżyli młodemu kompozytorowi międzynarodową karierę. Sam zainteresowany jednak, od blichtru i sławy, zdecydowanie wolał skromne występy w restauracjach. Zresztą czasy Wielkiej Depresji, jakie opanowały wtedy Europę oraz narodziny faszyzmu na Węgrzech, szybko odwróciły uwagę ludzi od artystów. Życie prywatne kompletnie się nie układało się Seressowi, sukcesy go nie cieszyły, a dodatkowo nad Europą zawisło widmo II Wojny Światowej. Sam Seress wojnę przeżył, natomiast stracił w niej wszystkich swoich bliskich, co zaskutkowało bardzo głęboką depresją, z którą zmagał się do końca życia. Chorobę pogłębiał również fakt, iż mimo wielu starań, kompozytorowi nie udało się stworzyć kolejnego hitu, a ludzie coraz bardziej oddalali się w kierunku nowszych brzmień. 13 stycznia 1968 roku, w wieku 78 lat, Rezzo Seress popełnił samobójstwo. Nie była to pierwsza próba na jego koncie. Pierwszy raz targnął się na swoje życie kilka dni wcześniej, rzucając się z balkonu swojego domu. W stanie krytycznym trafił do szpitala i niebawem ponownie postanowił pożegnać się ze światem. Tym razem skutecznie. Udusił się drutem znalezionym na przyszpitalnej budowie.
Na popularność utworu bardzo mocno wpłynął piękny, ale niesamowicie przytłaczający tekst autorstwa dziennikarza kryminalnego, Laszlo Javora. Słowa piosenki były mroczne, bardzo sugestywne i jednoznacznie mówiące o utraconym uczuciu i nieszczęściu w życiu, które mogą prowadzić do jednego właściwego rozwiązania- samobójstwa. Nie wiadomo co takiego wydarzyło się w życiu Javora, ale tekst wskazuje na śmierć ukochanej. Dramatyczne słowa w zestawieniu z rzewną i depresyjną linią melodyczną Seressa, dały początek prawdziwej legendzie.
Lata 20 i 30 dwudziestego wieku, to czas, kiedy Europą targały niepokoje. Ludzie żyli w lęku przed kolejnymi konfliktami zbrojnymi. W Niemczech coraz odważniej poczynał sobie Adolf Hitler, a ludzie po traumie I Wojny Światowej, zafascynowali się smutkiem, dekadencją, życiem pozagrobowym, spirytyzmem oraz katastrofizmem. Tak więc utwór duetu Seress-Javor, doskonale wstrzelił się w nastroje społeczne, w czym upatruje się sukces Smutnej Niedzieli.
Nikt jednak nie spodziewał się, że ta piękna piosenka zbierze aż tak- można powiedzieć- krwawe żniwo. W ciągu kilku miesięcy od jej pojawienia się odnotowano aż siedemnaście samobójstw, które były bezpośrednio związane z utworem. Co ciekawe zaczęto obserwować owo ponure zjawisko i okazało się, że liczba samobójstw wzrastała z tygodnia na tydzień. Kolejne ofiary klątwy Piosenki samobójców- bo tak zaczęto ją nazywać- umieszczały całe fragmenty liryki w swoich listach pożegnalnych. Niektórzy wyrażali nawet życzenie, aby piosenkę tę odtworzyć na uroczystości pogrzebowej. W końcu doszło do tego, że rząd węgierski postanowił zakazać publicznego wykonywanie Szomoru Vasarnap. Piosenka została zablokowana również w niektórych stacjach radiowych w USA, a także w angielskim BBC (w wypadku BBC zakaz został zniesiony dopiero w 2002 r.).
Piosenka obrastała w coraz większą legendę i tym samym fascynowała kolejne pokolenia. Już kilka lat po premierze Smutnej niedzieli, w Polsce powstaje jeden z najbardziej znanych na świecie utworów naszej rodzimej sceny- Ta ostatnia niedziela. Inspirację widać, a właściwie słychać od razu. Również hit wykonywany przez Mieczysława Fogga, wkrótce zaczyna być nazywany Tangiem samobójców. Również artyści z innych krajów zafascynowali się niezwykłą piosenką. Nowe wersje utworów nagrali min Bille Holiday, Ray Charles, Bjork, Sinead O’Connor czy Portishead. W 1999 r. powstał także głośny film Gloomy Sunday- piosenka miłości i śmierci, w reżyserii Rolfa Schubela.
Obecnie utwór nie robi aż tak ogromnego wrażenia, jednak kanał You Tube pełen jest różnych wersji piosenki, okraszonych odpowiednimi wstępami, które ostrzegają potencjalnego słuchacza, że odtwarza Gloomy Sunday na własną odpowiedzialność. Piosenka obecnie ma 84 lata. Twórcy już dawno odeszli z tego świata, jednak utwór żyje nadal, a mroczna legenda i teorie spiskowe sprawiają, że nawet największemu sceptykowi przed naciśnięciem „odtwórz”, zadrży palec….