Jak wybito, i nadal wybija się, amerykańskie bizony
Mimo iż gatunek ledwo udało się uratować przed wymarciem, w dalszym ciągu wybija się niewielką populację tych niesamowitych zwierząt.
Bizon, czyli po prostu żubr amerykański, jest największym lądowy zwierzęciem, jakie zamieszkuje kontynent amerykański. Żyjące niegdyś w wielkich stadach bydło przemierzało bezkresne trawiaste ziemie Ameryki od Krainy Wielkich Jezior aż po Meksyk. Szacuje się, że liczba bizonów na kontynencie sięgała blisko 30 milionów w momencie, gdy przybyli na niego pierwsi Europejczycy.
We wspomnieniach osadników bizony zapisały się jako „zadziwiające bawoły, które ze względu na swoją liczbę i rozmiar napełniły podróżników zdumieniem i przerażeniem” (John Filson, 1784). Stada były niegdyś tak liczne że „ciemniały do nich całe równiny”.
Wielka rzeź bizonów
Niestety w XIX wieku liczba bizonów zaczęła gwałtownie spadać, a ich populacja stanęła na granicy wymarcia. Do takiego scenariusza przyczyniło się kilka czynników.
Po pierwsze rozwój lukratywnego dla przedsiębiorców handlu skórami, mięsem oraz futrami tych zwierząt. Wędrujące przez wielkie równiny stada były łatwym celem do ostrzału z broni palnej. Po drugie rdzenni amerykanie „unowocześnili” swoje metody polowania, pozyskując od Europejczyków broń i konie, co znacznie zwiększyło ich efektywność.
Rozwijające się farmy z bydłem hodowlanym zajęły pastwiska, na których do tej pory żerowały bizony. Zamiast nich na trenach pojawiły się krowy i konie, sprowadzane do Ameryki w ogromnych ilościach. Z czasem rolnicy zaczęli więc wybijać bizony tylko po to, żeby zrobić miejsce dla swojego bydła.
Niektórzy traktowali polowania jako metodę walki z wrogiem – odebranie Indianom źródła pożywienia. Takie podejście było również wspierane przez rząd Stanów Zjednoczonych.
Budowa kolei również przyczyniła się do wymierania tych zwierząt. Trakcje poprzecinały szlaki wędrowne bizonów, rozdzielając stada i przyspieszając przybycie na nowe tereny myśliwych. Wkrótce polowanie na bizony stało się tak popularnym sportem, że myśliwi zaczęli strzelać do zwierząt nawet z okien pociągu w czasie długodystansowych podróży. „Upolowane” w ten sposób zwierzęta po prostu gniły w miejscu, gdzie dosięgnął ich strzał, nie przynosząc jakiejkolwiek korzyści myśliwemu.
Reprodukcja i … dalsze odstrzały
Liczone niegdyś w setkach bizony znalazły się na granicy wymarcia gatunku, licząc w 1890 roku zaledwie 1000 osobników. Dzięki wysiłkom podejmowanym przez prezydenta Roosevelta udało się uratować gatunek. Obecnie liczba tych zwierząt to około 500 tysięcy sztuk w całej Ameryce.
Wiele z nich nie jest jednak tym samym dzikim bizonem. W celu przyspieszenia ich reprodukcji zaczęto mieszać je z udomowionymi gatunkami bydła. W efekcie większość dzisiejszych bizonów to zwierzęta zmieszane z innymi gatunkami i hodowane pod kątem konsumpcji mięsa! Populacja dzikich bizonów stanowi zaledwie jakieś 15 tysięcy osobników.
Mimo iż prawie wyginęły, dzikie bizony w dalszym ciągu znajdują się pod ostrzałem, również pod kierunkiem służb ochrony parków narodowych. Każdego roku zabijanych jest setki dzikich bizonów, mimo iż odtworzenie ich populacji dokonało się tak wielkim wysiłkiem. Władze parku Yellostone planują wybicie każdego roku blisko 900 sztuk bizonów – część przez myśliwych. Agencja zarządzająca odstrzałem deklaruje, że chce zmniejszyć tą i tak niewielką (!) populację żyjącą w parku narodowych z 4 400 osobników do 3 000.
Władze parku twierdzą, że wynika to z zagrożenia brucelozą – zaraźliwą chorobą występującą u ludzi jak i zwierząt hodowlanych oraz dzikich. Choroba jednak nigdy nie została wykryta u dziko żyjących żubrów. Obrońcy zwierząt wskazują na kompletny brak racjonalnych powodów dla takiego postępowania. Przypuszczają jednak, że decyzja może być wynikiem presji hodowców, którzy obawiają się rozprzestrzeniania choroby.
Dzikie bizony są symbol Ameryki, czy jednak w takich nie sprzyjających okolicznościach mają szansę na przetrwanie?