Ten artykuł z lat 90. wróży kompletną klapę internetu
Czy można było popełnić większą pomyłkę?
Lata 90. to początki ery powszechnego dostępu do internetu. Wielkie nadzieje muszą się zmierzyć z wieloma obawami względem wirtualnej rzeczywistości. Strach przed zakupami online, przywiązanie do tradycyjnych mediów czy demonizacja wirtualnych kontaktów międzyludzkich – to tylko niektóre z problemów, których szczęśliwego rozwiązania, autor artykułu nie mógł sobie wyobrazić.
Trzeba przyznać, że nie mógł bardziej pomylić się w swojej diagnozie. Artykuł opublikowano 27 lutego 1995 r. na łamach amerykańskiego Newsweeka. Błyskotliwą diagnozę zawdzięczany redaktorowi Cliffordowi Stoll.
Autor pisze:
„Po dwóch dekadach on line jestem zakłopotany. W prawdzie poznałem [tam] świetnych ludzi a nawet przyłapałem jednego lub dwóch hakerów. Dziś jednak jestem zaniepokojony, o tę modną i przeładowaną społeczność wirtualną. Wizjonerzy dostrzegają w niej przyszłość telepracy, interaktywnych bibliotek i multimedialnych klas szkolnych. Handel i biznes przeniosą się z biur i centrów handlowych do sieci, a cyfrowa wolność uczyni rządy bardziej demokratyczne.
Bzdura! Czy brakuje wam, komputerowi guru, zdrowego rozsądku? Prawda jest taka, że żadna internetowa baza danych nie będzie w stanie zastąpić gazety, żadna płyta CD nauczyciela i żadna siec komputerowa nie zmieni sposobu działania rządów.
Rozważmy, jak wygląda dzisiejszy wirtualny świat. Internet pozwala każdemu wysłać swoją wiadomość w świat, twoje słowo może wyprzedzić redaktorów i wydawców, każdy głos może być usłyszany tanio i szybko. Efekt? Każdy głos jest usłyszany, a powstała kakofonia przypomina bardziej radiowe szumy uzupełnione dodatkowo groźbami i wirtualnym nękaniem. Gdy każdy krzyczy, mało kto słucha.
A co z elektronicznymi publikacjami? Spróbuj przeczytać książkę z płyty. W najlepszym wypadku jest to nieprzyjemne: blask ekranu komputera zastępuje przyjazne strony książki. I nie można przecież dźwigać ze sobą laptopa na plażę. Nicholas Negroponte dyrektor Media Lab na MIT przewiduje, że wkrótce będziemy kupować książki i gazety przez Internet. Pewnie!
To, czego nie powiedzą wam zwolennicy Internetu, to fakt, że jest on oceanem nieedytowanych w żaden sposób danych, bez pretensji do ich kompletności. Brak edytorów, recenzentów i krytyków – internet jest pustkowiem nieprzefiltrowanych danych. Nie wiadomo co czytać a co zignorować.
Czy zatem internet może być przydatny w zarządzaniu krajem? Gdy Andy Spano ubiegał się o stanowisko gubernatora w Westchester County, N.Y. publikował każde swoje oświadczanie prasowe i każdy dokument w sieci. Ilu wyborców w tym bogatym regionie, z dużą ilością komputerów się do nich zalogowało? Mniej niż 30 – to nie jest dobry znak.
Dalej są ci, którzy chcą wepchać multimedia do szkół. Mówią nam, że uczynią one naukę łatwą i przyjemną, uczniowie będą uczeni przez animowane postaci wygenerowane przez fachowy software. Kto potrzebuje nauczyciela, gdy jest program!? Jednak te drogie zabawki są tak naprawdę trudne do wykorzystania w szkole i wymagają rozległych szkoleń trenerskich. Jasne – dzieci kochają gry wideo, odwołajmy się natomiast do naszych własnych doświadczeń – czy pamiętacie jakiekolwiek informacje z foli, które pokazywali nam nauczyciele na prezentacjach? Założę się jednak, że wspominacie nauczyciela, który wywarł wpływ na nasze życie.
A teraz cyberbiznes – obiecywano natychmiastowe zakupy, gdzie jednym kliknięciem nasz towar będzie gotowy do wysłania, że będziemy zamawiać bilety lotnicze przez internet, robić rezerwacje w restauracjach i negocjować kontrakty handlowe. Sklepy mają stać się przestarzałe. Dlaczego więc w moim lokalnym centrum handlowym każdego popołudnia dokonuje się więcej interesów, niż w całym internecie dokona się przez miesiąc? Nawet jeśli istniałby zaufany sposób przesyłania pieniędzy on line – którego teraz nie ma – sieć zatraca najbardziej esencjonalny element kapitalizmu – sprzedawców.
Czego brakuje w tej elektronicznej krainie czarów? Kontaktu z ludźmi. Komputery i sieć izolują nas od siebie. Wirtualny czat jest wątłym substytutem spotkań z przyjaciółmi przy kawie. Żadne urządzanie nie zbliży nas nigdy do ekscytacji wynikającej z żywego kontaktu. Zresztą kto wybrałby cybersex zamiast normalnego?”