Ukrzyżowanie! Festiwal okrucieństwa w starożytności
Ukrzyżowanie Chrystusa obok Zmartwychwstania jest najważniejszym elementem Świąt Wielkanocnych. Jednak mało kto zdaje sobie sprawę z tego, jak naprawdę wyglądała ta jedna z najokrutniejszych egzekucji. W starożytnym Rzymie krzyżowanie zarezerwowane było dla ludności stanu niskiego- biedaków, niewolników i rzezimieszków. Patrycjusze i ekwici z kolei mogli wykonać wyrok za pomocą trucizny w zaciszu własnego domu. Jednak śmierć przez ukrzyżowanie- jedna za najbardziej okrutnych form kary, wymyślona została nie przez Rzymian, a przez Greków, którzy doprowadzili ten sposób zabijania do perfekcji. Jak zatem naprawdę wyglądała śmierć przez ukrzyżowanie?
UWAGA! TEKST ZAWIERA DRASTYCZNE TREŚCI
Rzymianie uważali, że krzyżowanie jest najgorszą z metod zadawania śmierci, a słynny filozof Cycero już w I w. p.n.e. nazwał ją „najokrutniejszą i najbardziej odrażającą karą”. Dla skazanych nie było bardziej haniebnej i ohydnej egzekucji od tej na krzyżu. Obywatele rzymscy zwykle przed tą karą chronieni byli prawem, jednak mimo wszystko nie omijała ona rzezimieszków, morderców, złodziei oraz gwałcicieli, natomiast najbardziej narażeni na ten rodzaj kary byli niewolnicy i cudzoziemcy. Jakkolwiek to nie brzmi, kara poprzez krzyżowanie ewoluowała. Pierwotnie skazani byli wieszani po prostu na drzewie, dopiero potem metoda została dopracowana w celu zadania jak największej ilości cierpień i upokorzeń. W założeniu proces miał być tak bolesny i okrutny, aby skazani od pierwszych sekund marzyli o jak najszybszej śmierci.
Na początku ze skazanego zdzierano szaty, przywiązywano go do słupa i wówczas dokonywano chłosty za pomocą biczów ze skórzanych rzemieni różnej długości zwanych flagrum i flagellum. Do końcówek rzemieni przytwierdzone były ostre kawałki baranich kości bądź małe metalowe kulki z kolcami, które miały na celu ranić i dosłownie dziurawić ciało więźnia. Uderzenia zwykle mierzone były w plecy, pośladki i uda i zadawane były tak długo, aż skazaniec stracił przytomność. Czasami w wyniku katuszy, skazany wykrwawiał się na śmierć, co – choć ciężko w to uwierzyć- było dla niego prawdziwym błogosławieństwem.
Katowanie miało swój cel. Tak wycieńczony więzień, szybciej konał na krzyżu. Tego, który przeżył biczowanie, czekała prawdziwa gehenna. Następnego dnia po torturach, oczekiwała go publiczna procesja, w której trakcie zmuszony był do niesienia swojego krzyża na miejsce egzekucji. Najbardziej popularnymi miejscami kaźni, było rzymskie Pole Eskwilińskie i jerozolimska Golgota. Więzień wbrew pozorom nie dźwigał całego krzyża, który w porywach potrafił ważyć nawet ok. 150 kg. Pionowe słupy – stipes– stały, przygotowane do egzekucji na wzgórzu w pobliżu miasta, natomiast skazany dźwigał tylko poprzeczną belkę- patibulum– które ważyło około 60 kg. Możemy sobie wyobrazić jaki okropny ból musiał odczuwać skazany, kiedy ciężkie, nieoheblowane drewno ocierało się o rozognione rany. Na czele procesji zwykle szedł centurion, a skazańcowi towarzyszyli żołnierze, z których jeden niósł tzw. titulus, czyli tablicę z wypisanymi winami więźnia. Titulus na koniec zawieszany był na krzyżu nad głową skazańca.
Kiedy więźniowie docierali na miejsce egzekucji, podawano im do wypicia galla, czyli wino z dodatkiem mirry, które miało właściwości odurzające i tym samym zmniejszające ból. Nagi więzień musiał położyć się na ziemi na plecach z ramionami rozpostartymi na przyniesionej przez siebie drewnianej belce, a następnie ręce te przywiązywano ciasno do drzewa, bądź częściej przybijano sześciocalowymi gwoźdźmi. Wbrew wyobrażeniom, gwoździe wbijano nie w dłonie, a w nadgarstki, gdyż przebijając dłonie, istniało zbyt duże ryzyko, że rozerwą się one pod wpływem ciężaru ciała. Następnie belkę z przytwierdzonym więźniem, unoszono za pomocą lin, do pionowego słupa. Samo podnoszenie było kolejnym niewiarygodnym cierpieniem zadawanym skazanemu. Często, aby przedłużyć konanie, skazanemu podsuwano pod stopy lub między nogi podporę. Istniały dwa rodzaje- sedile, na którym więzień „siadał” okrakiem lub suppedaneum podpierające stopy.
Pełna konstrukcja krzyża mierzyła około 210 cm. Nie mogła być wyższa, gdyż utrudniłoby to mocowanie poziomej belki do pionowej i późniejsze zdejmowanie ciała. Jednak zanim skazany skonał, cierpiał niewymowne katusze. Wyciągnięte w górę ramiona unosiły klatkę piersiową, co bardzo utrudniało oddychanie, a brak tlenu we krwi powodował bolesne skurcze mięśni. Często w akcie desperacji, skazany próbował podciągać się, aby złapać nieco więcej powietrza, ale wiązało się to z dodatkowym niewymownym bólem udręczonego katowaniem ciała. Jakby tego wszystkiego było mało, gawiedź i żołnierze często folgowali swoim najczarniejszym zakątkom umysłu i dodatkowo znęcali się nad powieszonym, np. smarując mu twarz bądź genitalia miodem, aby zlatywały się do niej kąsające i zadające ból owady. Częstym elementem tego obrzydliwego festiwalu okrucieństwa, było posypywanie ran solą, polewanie octem, skalpowanie, a nawet obcinanie genitaliów!
Ukrzyżowani najczęściej umierali z wycieńczenia bądź w wyniku uduszenia. Jednak jeśli następnego dnia w mieście odbywało się święto, a ciała nie mogły oszpecać tego pięknego dnia, skazanych dobijano. Najczęściej przebijano bok włócznią- jak to było w przypadku Chrystusa, ale również łamano piszczele. Jednak i tutaj objawiała się bestialska inwencja żołnierzy biorących udział w egzekucji. Często zabijali oni wiszących nieszczęśników, wbijając rozżarzone pogrzebacze w głowę przez oczy, w gardło lub w odbyt. Popularną metodą było także podpalanie krzyża u podstawy i obserwowanie jak skazany płonie żywcem.
Na podstawie powyższego można powiedzieć, że Chrystus został potraktowany wyjątkowo „łagodnie”. Nie miał on połamanych nóg, a jedynym objawem dręczenia (już na krzyżu) była założona na głowę korona cierniowa. Nic bardziej mylnego. Chrystusowi nóg nie połamano, gdyż skonał w błyskawicznym tempie, a to dlatego, że przed ukrzyżowaniem był szczególnie mocno skatowany. Jednak silny mężczyzna, wystawiony na działanie warunków atmosferycznych, roje owadów, które ciągnęły do ran, a także pozbawiony jedzenia i picia, mógł umierać z pełną świadomością nawet dwa dni i był to niewątpliwie jeden z najgorszych sposobów konania, jaki mógł wymyślić człowiek.
Rzymianie, których krzyżowanie było ulubioną formą egzekucji, opracowali różne jego rodzaje. Seneka w Dialogach pisze: „widzę krzyże nie tylko jednego rodzaju, ale różne: na jednych ofiarę umieszcza się głową w dół, na innych przebija intymne części ciała albo rozpina na belce szubienicy”. Rzymianie wymyślili również crux immisa, złożony z dwóch belek zbitych ze sobą pod kątem prostym, na którym wieszano nawet cztery ofiary jednocześnie. Następnie powstał trójramienny crux commisa, a także crux decussata znany jako krzyż św. Andrzeja- konstrukcja w kształcie litery X, na której rozpinano ciało skazańca. Zdarzały się również konstrukcje przypominające bramki do gry w piłkę nożną, na których wieszano po dwóch skazańców, każdego za jedną rękę i jedną nogę. Seneka wspomina również, o krzyżowaniu głową w dół, co według niego było poniekąd przejawem miłosierdzia, gdyż wówczas nieszczęśnik szybko tracił przytomność i umierał pozbawiony świadomości.
Krzyżowanie było jednym z najpopularniejszych sposobów rozprawiania się z buntownikami, Chrześcijanami i Żydami. W 71 r. p.n.e. kiedy rzymski wódz Krassus stłumił powstanie Spartakusa, skazał na śmierć przez ukrzyżowanie sześć tysięcy zbuntowanych niewolników, z kolei w 70 r.n.e Tytus- późniejszy cesarz -który zajął Jerozolimę i stłumił powstanie żydowskie, skazywał na ukrzyżowanie ponad pięciuset Żydów każdego dnia. Żydowski historyk Josef ben Matatia, znany bardziej jako Józef Flawiusz, w swojej Wojnie żydowskiej, pisze, że pod murami miasta brakowało miejsca na krzyże, a po zakończeniu oblężenia, nie było ani jednego drzewa w promieniu siedemnastu kilometrów. Chrześcijan, których uważano za wrogów państwa, często krzyżowano na arenie i była to jedna z ulubionych form zadawania śmierci, tuż obok wystawiania na pożarcie dzikim zwierzętom. Ostatecznie krzyżowanie zostaje zakazane przez pierwszego chrześcijańskiego cesarza Konstantyna w 345 roku, co nie zmienia faktu, że kara ta była nadal stosowana w dalszych, bardziej barbarzyńskich prowincjach. Historia wspomina o ukrzyżowaniu we Francji w 1127 roku Brtholde’a, zabójcy Karola Dobrego, a także o fali ukrzyżowań w XIII wiecznej Anglii, gdzie w ten sposób karano ludzi podających się za Chrystusa. W krajach Azjatyckich, w których w XVI wieku przeszła ogromna fala prześladowań katolików, często krzyżowano wierzących na wzór Syna Bożego. Natomiast w XIX w. w Japonii, stosowano bardzo zmodyfikowaną wersję krzyżowania. Ofiarę przywiązywano do drewnianych bali, a następnie kat powoli zakuwał skazańca cienką włócznią. Za odpowiednio wysoką łapówkę, którą kaci pobierali od rodziny skazanego, pierwsze pchnięcie zadawał prosto w serce, aby spowodować natychmiastowy zgon.
30 czerwca 1941 roku, sowieccy żołnierze, w więzieniu na Brygidkach we Lwowie, ukrzyżowali duchownego ukraińskiego, redemptorystę- Zenobiusza Kowalika. Według świadków Kowalik został ukrzyżowany po uprzednim skatowaniu, na ścianie swojej celi, a następnie jeszcze żyjącemu rozcięto brzuch i umieszczono w nim martwe niemowlę. Kara krzyżowania, chętnie wykorzystywana była w przypadku zabijania duchownych podczas rzezi wołyńskiej.
Obecnie na Filipinach, w wiosce San Pedro Cudud, każdego roku w Wielki Piątek, odbywa się krzyżowanie ochotników. Tradycja ta opiera się o całe misterium. Wydarzenie jest dokładnie wyreżyserowanym spektaklem, w którym jednak samobiczowanie się przez jednych i pozwolenie na ukrzyżowanie się przez drugich, jest prawdziwe. Ochotnicy robią to z własnej nieprzymuszonej woli i uważają, że jest to najwyższa ofiara i najdoskonalszy dowód miłości do Boga. Ta kontrowersyjna tradycja jest mocno krytykowana przez Kościół Katolicki, co w żaden sposób nie przemawia do mieszkańców san Pedro Cudud. Chito Sangalang jest rekordzistą- był krzyżowany już piętnaście razy. Zwykle ukrzyżowani wytrzymują 5-10 minut, a następnie udziela się im pomocy. Sangalang wytrzymuje na krzyżu 20 minut.
Źródło: Nigel Cawtrhorne; Publiczne egzekucje, Świat Książki 2006