7 lat temu

10 najobrzydliwszych przysmaków świata

W każdym kraju występuje potrawa, którą poleca się turystom, jako najsmaczniejsze i najekskluzywniejsze danie.

Jednak takie przysmaki różnią się w zależności od rejonu, z którego pochodzą. W wielu przypadkach ulubiona potrawa w jednym kraju, może wyglądać ohydnie i odpychająco dla mieszkańców innych miejscowości.

10. Hakarl

Dla wielu rekiny są zrozumiale przerażające – wielkie zęby, czarne, rozszerzone źrenice i żądza krwi. W Islandii rekiny przerażają jeszcze bardziej w postaci narodowego rarytasu – sfermentowane, zgniłe i skąpane w ostro pachnącej chmurze amoniaku. Hakarl to tradycyjne danie Islandii, mające swoje początki jeszcze za czasów Wikingów. Gdy zakładali oni swoje osiedla na terenie Islandii, zauważyli, że rekiny, a konkretnie rekiny grenlandzkie, występują licznie w wodach otaczając

ych wyspy, stając się tym samym głównym źródłem pożywienia. Wikingowie szybko odkryli, że mięso rekina grenlandzkiego jest toksyczne dla ludzi, więc aby przygotować je do spożycia, opracowali metodę jego oczyszczania.

Jak zatem rekin staje się takim przysmakiem? To długa i obrzydliwa historia. Po złapaniu, rekinowi szybko odcina się głowę. By wyeliminować toksyny – tlenek trimetyloaminy oraz kwas moczowy – wykopuje się dziurę w ziemi i umieszcza się cielsko w środku, a następnie układa na nim kamienie. Nacisk kamieni sprawia, że toksyny wyciekają z ciała rekina. Zajmuje to od sześciu do dwunastu tygodni. W trakcie rekin zaczyna gnić i fermentować w ziemi. Kiedy proces oczyszczania się kończy, rekin zostaje wyciągnięty z dołu, pocięty na długie plastry i powieszony do wyschnięcia. Suszenie zajmuje jeszcze więcej czasu – kilka miesięcy upłynie, zanim przygotowujący hakarl będą pewni, że mięso jest gotowe. Poznają to po ostrym zapachu zgnilizny oraz po suchej, twardej, brązowej powłoce, formującej się na rekinim mięsie.

Chociaż sama myśl o zjedzeniu hakarlu może wydawać się odpychająca dla osób z zewnątrz, lud Islandii uważa go za narodowy, tradycyjny przysmak. Podczas islandzkiego święta Thorrablot, hakarl jest spożywany przez uczestników, aby uhonorować stare zwyczaje. Szef kuchni i celebryta Anthony Bourdain spróbował kiedyś hakarlu w czasie swojej podróży do Islandii i stwierdził, że „to naj, naj, naj, najgorsza rzecz” jakiej kiedykolwiek próbował, natomiast Gordon Ramsay po spróbowaniu go podczas programu telewizyjnego, natychmiast zwymiotował do kubła. Tak więc następnym razem, gdy podczas pobytu w Islandii poczujecie nutkę zgnilizny w powietrzu, nie obawiajcie się. To nie gnijący trup, a narodowy rarytas tego kraju.

 

9. Casu Marzu

Na myśl o serze cieknie ślinka, a w głowie zaczynają tańczyć obrazy przepysznego cheddara. W Sardynii jednak ser obrał dość przerażający kierunek. Casu Marzu uważany jest przez mieszkańców Sardynii za wysoko ceniony przysmak. Co czyni go tak wyjątkowym? Casu marzu można przetłumaczyć, jako „zgniły ser”, a to tylko początek jego obrzydliwej historii. To, co tworzy z niego prawdziwy rarytas, to połączenie go z żywymi larwami.

Casu marzu lub robaczywy ser, zaczyna swoją podróż ku ohydzie od zwykłego sera pecorino, namaczanym w solance, wędzonym i pozostawionym w piwnicach, aby dojrzał. W tym miejscu na scenę wchodzą robaki. Producenci biorą płytę sera, mającego stać się casu marzu i pozostawiają go na wolnym powietrzu, otwierając uprzednio powłokę, aby muchy mogły wejść do środka sera i złożyć w nim jaja. Ten konkretny rodzaj much – sernica – składa mnóstwo jaj, wiele much wchodzi do sera, wypełniając jego wnętrze tysiącami jaj. Następnie z jaj wykluwają się larwy, które robią to, co potrafią najlepiej: konsumują i wydalają. W trakcie tych czynności, enzymy produkowane przez ich ciała gniją i rozkładają się w serze a po otwarciu do spożycia, środek wygląda jak lepka, gumowa masa wypełniona niezliczoną ilością żywego robactwa.

Istnieją jednak zagrożenia związane z konsumpcją tego przysmaku. Larwy nie lubią, kiedy się im przeszkadza. Gdy ser zostaje nabrany na łyżkę, rozsmarowany lub zmącony w jakikolwiek sposób w drodze do ust, larwy wyskakują na wysokość nawet do 15 centymetrów. Przy tak bliskiej odległości, lepiej założyć parę okularów ochronnych, aby móc się delektować tą zjełczałą ucztą. W przeszłości casu marzu był zakazany przez Unię Europejską ze względu na przepisy higieny i bezpieczeństwa żywienia – nie chciała, by ludzie jedli zgniły ser i żywe robaki. Lecz prohibicję zniesiono, gdy Europa uznała casu marzu za produkt regionalny Sardynii, niepodlegający jurysdykcji sądowej.

8. Huitlacoche

Meksyk znany jest ze swoich przepysznych potraw. Od carne asada po skromne taco, kuchnię meksykańską uwielbiają miliony. Istnieje jednak jedno danie, uznawane przez Meksykanów za specjał, które zszokowałoby każdego obcokrajowca. Huitlacoche, zwane też „głownią kukurydzy”, „grzybem lub „meksykańską truflą” jest przysmakiem, ale jednocześnie chorobą roślinną dotykającą kukurydzę. Rozwija się ona w puchate, szare globulki, przypominające wyglądem otoczaki. I chociaż ta grzybicza choroba uważana jest przez większość za plagę, w niektórych częściach Meksyku grzyb specjalnie zdrapuje się z liści i umieszcza na nasionko, aby dalej rósł.

Huitlacoche znane jest rodzimym plemionom Meksykanów od eonów, jednak dopiero w drugiej połowie XX wieku, ten grzyb stał się przysmakiem, wbrew wszelkim aspektom tradycyjnej meksykańskiej kuchni. Wielu opisuje smak, jako delikatny i lekko dymny, porównując go do smaku moreli. Chociaż większość tych, którzy skosztowali grzyba, zgadzają się, że jego struktura, natura i aromat czynią go smakiem nabytym.

Huitlacoche można przyrządzić na wiele sposobów oraz używać, jako dodatku do wielu dań, jako element aromatyzujący, lub do tworzenia zup i sosów. Część osób zjada go nawet samego, delektując się jego delikatnym smakiem i mechowatą teksturą. Jednak przyrządzając Huitlacoche, należy uważać: po podgrzaniu, grzyb zmienia kolor z szarego na hebanowo czarny, przypominając wyglądem atrament ośmiornicy. Jeśli macie ochotę na małą przygodę kulinarną, następnym razem będąc w Meksyku, zamiast portobello, poproście o trochę głowni kukurydzy w Waszym daniu.

7. Kiviak

Święta to czas radości, spotkań rodzinnych i dobrego jedzenia. Na Grenlandii, czas świąt jest równie wyjątkowy, a świętowanie nie może obyć się bez inuickiego przysmaku, kiviaku. Przygotowanie kiviaku Inuici rozpoczynają od zebrania mięsa. Najpierw łapią dużą fokę, którą po zabiciu nacierają tłuszczem. Następnie setki alk, ptaków zbliżonych wyglądem do pingwinów, łapie się i zabija, a potem nadziewa się nimi tuszę foki. Kiedy już wszystkie ptaki znajdą się we wnętrzu, ciało foki zaszywa się i pokrywa kolejnymi warstwami tłuszczu, aby uniemożliwić robactwu wejście do środka. Potem nadziewaną alkami fokę umieszcza się w wykopanym dole i nakrywa ciężkimi kamieniami.

Po kilku miesiącach zazwyczaj w okolicach Bożego Narodzenia, fokę wyciąga się z dołu, a z jej zaszytego, fermentującego ciała wyciąga się ptaki. Tak przygotowane alki zjada się w całości, włącznie z kośćmi, jako że wszystkie ich wnętrzności stały się miękkie podczas procesu fermentacji. Płyny jelitowe w postaci zjełczałego sosu, są często wysysane wprost z korpusów ptaków. Ten sam płyn jest również często używany do przyrządzania sosów do innych potraw.

Chociaż ten rarytas wydaje się być cokolwiek ekstremalny, ma on swoje podłoże w praktyczności. Podczas zimowych miesięcy na Grenlandii, polowania i połów są wyjątkowo niebezpieczne z powodu śniegu i przesuwającego się lodu. Kiviak stworzono, aby Inuitom nie zabrakło pożywienia w trakcie tego okresu. Można by rzec, że to danie jest intensywniejszym, grenlandzkim odpowiednikiem faszerowanego indyka turducken.

6. Prawicze jaja

Jajka to podstawowy produkt kulinarny niemal w każdej kulturze. Są pyszne, uniwersalne i pełne protein. Jednak w Chinach, jeden z tamtejszych przysmaków zawiera coś jeszcze: urynę. Prawicze jaja to rarytas w Dongyangu. Każdego roku na wiosnę, jajka gotuje się w moczu młodych prawiczków, zwykle będących w wieku do dziesięciu lat. W szkołach na terenie całego miasta rozstawia się wiadra, w których zbierany jest mocz młodych chłopców. Wiele osób nosi nawet ze sobą puste butelki, aby zebrać mocz od dziecka, będąc na mieście, oczywiście za pozwoleniem rodziców. Chłopcy muszą być w dobrej kondycji i wolni od chorób, z uwagi na bezpieczeństwo żywienia.

Po zebraniu uryny przychodzi czas, na przygotowanie potrawy. Mocz umieszcza się w pojemnikach, do których wkłada się kurze jaja, aby nasiąknęły, a następnie gotuje się je w jeszcze większej ilości moczu. Kiedy są już ugotowane na twardo, zdejmuje się z nich skorupkę i umieszcza z powrotem w urynie do podduszenia. Proces ten może trwać nawet cały dzień, a końcowy produkt kosztuje zazwyczaj dwa razy tyle, ile zwykłe jajko.

Ten rarytas przygotowuje się w Chinach już od czasów starożytnych, a jedzenie go ma poprawiać zdrowie. Wiele osób twierdzi, że jedzenie nasączonych uryną jajek zapobiega przeróżnym dolegliwościom, a w szczególności zawałom serca. Niektórzy mogą uznać to danie, za co najmniej dziwne i możliwie szkodliwe, zważając na jakość uryny i proces gotowania, lecz w Chinach tradycja gotowania jajek w moczu małych chłopców jest całkowicie legalna, a ponadto jest częścią „niematerialnego dziedzictwa kulturowego” w Dongyangu.

5. Shirako

Japonia znana jest ze swoich dziwnych potraw, a shirako zdecydowanie należy do jednych z najdziwniejszych. Jest to danie przyrządzone z worków nasiennych i nasienia samców ryb, które w Japonii jest prawdziwym przysmakiem. Shirako pobiera się z różnych gatunków ryb – dorsza, żabnicy, łososia i rozdymki – w okresie zimowym, kiedy to ryby produkują najwięcej płynów nasiennych, co oznacza lepszy smak shirako.

Po zebraniu shirako można przyrządzić na wiele sposobów, aby zadowolić podniebienia śmiałków próbujących tej potrawy. Ci, którzy wolą zjeść ją na surowo, lub „świeżo”, dostają na talerzu półtwardą białą masę, wyglądającą jak miękkie, rozbełtane mózgi. Lekko podgotowane shirako jest bardziej spójne, stając się kremową pastą. Dla tych, którzy nie są gotowi na skosztowanie świeżego shirako, podaje się je po uprzednim zanurzeniu w tempurze i usmażeniu na głębokim oleju, co tworzy kremowe i chrupiące danie z worka nasiennego.

Shirako często uważa się za najdroższą część ryby, czyniąc z niej prawdziwy rarytas. W niektórych miejscach maleńkie porcje shirako kosztują ponad 100 dolarów. Jednak najdroższe shirako przyrządza się z rozdymki. Fugu shirako jest uważane za największy specjał spośród wszystkich przyrządzanych worków nasiennych.

4. Stuletnie jaja

Jajecznica, sadzone, czy na miękko – to najczęstsze sposoby przyrządzania jajek. Lecz jeszcze jeden chiński smakołyk na bazie tego nabiału przewraca wszystkim żołądki od tysiącleci. Nazywane różnymi mianami: stuletnie jaja, tysiącletnie jaja, czy pidan, te jajeczne wytwory to ulubiony przysmak wiejskich Chińczyków. A co to dokładnie jest? Stuletnie jajo to przepiórcze, kacze lub kurze jajko, które sfermentowano i zakonserwowano przy użyciu nietypowego zestawu składników. Najpierw duży pojemnik wypełnia się czarną herbatą, solą, limonką i świeżym popiołem drzewnym, po czym zostawia na noc do ostygnięcia. Po tym, jak ciecz w zbiorniku osiągnie maksymalną moc, dodaje się kacze, przepiórcze lub kurze jajka, które następnie nasiąkają miksturą przez okres od siedmiu tygodni do nawet pięciu miesięcy, dla pewności, że są właściwie sfermentowane i zakonserwowane.

Po tym procesie stuletnie jajo jest gotowe do spożycia. I tu sprawy zaczynają przybierać nieco groteskowy wygląd. Jajko staje się galaretowatym, trzęsącym się koszmarkiem. Białko jajka zmienia kolor, począwszy od bursztynowego, a skończywszy na niemal całkowicie czarnym. Żółtko staje się twardą kulką o kolorze ciemnej szarości lub zieleni. Na skorupce widać wzory przypominające płatki śniegu; w tych miejscach zaczął rozwijać się grzyb, co według niektórych dodaje potrawie piękna. Jajko wydziela również silny zapach amoniaku, co tylko dodaje kolejną, odpychającą nutę do tego czarnego, jajecznego bałaganu. Smakołyk na ogół podawany jest pocięty w plasterki, jako przystawka, lub jako osobne danie.

3. Zupa z ptasich gniazd

Pierwszym skojarzeniem, jakie nasuwa się, wyobrażając sobie jedzenie z ptasich gniazd, jest obraz patyków i ździebeł trawy, jednak ten chiński specjał jest bardziej intrygujący. Rzeczoną zupę przyrządza się z gniazd ptaków z rodziny jerzykowatych (swiftlet), żyjących w jaskiniach. Ptaki te tworzą swoje maleńkie gniazda z czegoś, co u większości ptaków nietrudno znaleźć: śliny. Używają mnóstwa tej substancji do tkania i budowania zawiłych gniazd na ścianach jaskiń, w których żyją. Aby zebrać gniazda, zbieracze muszą przy użyciu drabin wspiąć się na duże wysokości i zeskrobać ze ściany jaskini te małe mieszkanka. Gniazd następnie używa się do sporządzenia zupy lub galaretowatego deseru, którego smak, jak niektórzy opisują, przypomina sorbet.

Chociaż pozornie ten przysmak nie brzmi może tak obrzydliwie, jak większość opisywanych wcześniej potraw, ma on więcej niż jedną paskudną właściwość. Samo zbieranie gniazd jest oburzającą czynnością, ponieważ te małe ptaki należą do gatunku o wysokim stopniu zagrożenia wyginięciem. Z powodu zbiorów gniazd, które mają miejsce do trzech razy w roku, populacja ptaków się zmniejsza, ponieważ gniazda zabierane są, zanim ptaki złożą w nich jaja, co zmusza je do tworzenia nowego gniazda podczas okresu godów. Czasem, jaja nie są składane w ogóle, co uniemożliwia nowemu pokoleniu ptaków narodziny. Zatem ten przysmak może niedługo odejść do przeszłości, jeśli regulacje dotyczące zbioru gniazd nie zostaną odpowiednio zmodyfikowane.

2. Shiokara

Kolejnym regionalnym specjałem Japonii jest shiokara. Pomimo swojej skromnej nazwy, to danie jest istnym koszmarem w misce. Przekazywana sobie przez rodowitych Japończyków receptura nie jest dla ludzi o słabych nerwach. Shiokara to w skrócie słone, sfermentowane stworzenia morskie, głównie mątwy. Do stworzenia dania, potrzebna jest mątwa, którą kroi się na kawałki, a następnie miksuje mięso z wnętrznościami i sokami znalezionymi w jej wnętrzu. Po takim przygotowaniu mątwa i jej soki zostawia się, aby fermentowały i gniły przez miesiąc. Po tym czasie pojemnik otwiera się, a to, co jest w środku, jest prawdziwym kulinarnym koszmarem. Mątwa wraz z jej wnętrznościami zmienia się w obrzydliwą, brązową masę o śmierdzącym, zgniłym zapachu.

Japończycy raczący się tym daniem zgodnie twierdzą, że najlepszą metodą jedzenia shiokary, jest połknięcie wszystkiego, mięsa i wnętrzności, na raz, a następnie popicie tego jeszcze większą szklanką whiskey. I choć shiokara z mątwy brzmi okropnie, istnieją inne warianty tego dania, przygotowywane z mięsa i wnętrzności ośmiornic, jeżowców, krabów i strzykw. Niektórzy upierają się, że smak przypomina anchois, ale każdy ma własne zdanie na ten temat.

1. Śmierdzące łebki

Alaska pełna jest zwierząt, które stały się podstawowym źródłem pożywienia dla ludzi, żyjących w tym należącym do jednych z najbardziej mroźnych miejscu na świecie, a rdzenni mieszkańcy Alaski stworzyli jedno z najdziwniejszych specjałów na planecie. Aby przygotować idealne tepa, znane również, jako „śmierdzące łebki”, potrzebne są złowione białoryby lub łososie. Po ich uśmierceniu odcina się im łebki i oprawia, a następnie wnętrzności razem z głowami umieszcza w drewnianych beczkach, pokrywa konopiami, zakopuje i zostawia na tydzień do sfermentowania. Po tym czasie, łebki wyjmuje się i zjada takimi, jakie są, czyli zgniłą, rybną mazią o konsystencji kitu.

Chociaż przez większość ludzi uznawane są za obrzydliwe, rodowici mieszkańcy Alaski uważają śmierdzące łebki za przepyszny, tradycyjny rarytas. Jednak cieszenie się nim ma swoją cenę. Ludzie, którzy odważyli się na zjedzenie tego zgniłego dania, cierpią potem na ciężkie zatrucie jadem kiełbasianym, inaczej zwanym botulizmem. Sfermentowane jedzenie zawiera ilości jadu kiełbasianego, które można usunąć dzięki współczesnym metodom gotowania i przygotowywania. I chociaż niektórzy stosują te „bezpieczniejsze” metody do spreparowania śmierdzących łebków, botulizm nadal jest obecny w innych rejonach, siejąc spustoszenie pośród mieszkańców Alaski.